0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 a b c ć d e f
g h i j k l ł n ń o ó p r s ś t u w y z ż ź
g h i j k l ł n ń o ó p r s ś t u w y z ż ź
Autor : Asnyk Adam
Tytul : Poeci do publiczno??ci
Z pokorÄ? nasze pochylamy g??owy
Przed twoim sÄ?dem, o publiko gniewna!
Bo chocia?? wyrok bezwzglÄ?dnie surowy,
Jednak jest s??usznym w gruncie, to rzecz pewna;
I przyznaÄ? musim, ??e nasz ch??r harfowy
I nasza nuta szpitalno-cerkiewna
Z ca??ym przyborem schorza??ej fantazji
Jest dzi?? najgorszym rodzajem inwazji.
Po zgas??ych wieszczach w rÄ?ce s??abe, dr??Ä?ce,
WziÄ?li??my lutnie, w kt??rych pie???? czarowna
Spoczywa w ton??w ubrana tysiÄ?ce,
Bole??ciÄ? ca??ych pokole?? wymowna.
Smutno nam s??yszeÄ? te echa mdlejÄ?ce,
Smutno nam wiedzieÄ?, ??e ta moc cudowna,
PotrzÄ?sajÄ?ca niegdy?? ludzi t??umem
Niezrozumia??ym sta??a siÄ? dzi?? szumem.
Straszno nam strun tych dotykaÄ? natchnionych,
Co siÄ? prÄ???y??y jako serca ??ywe,
Co mia??y si??Ä? rozbudzaÄ? u??pionych
I smagaÄ? biczem umys??y leniwe;
Straszno nam stanÄ?Ä? wobec tych zniknionych,
RozrzucajÄ?cych piÄ?kno??ci prawdziwe,
I pie???? podnosiÄ? w??r??d gawiedzi syk??w,
Pie???? przygnÄ?bionych wstydem niewolnik??w.
Znamy swÄ? niemoc, wÄ???a, co nas d??awi
I opasuje w swe skrÄ?ty potworne;
Znamy ten ob??Ä?d, co nas z wolna trawi
I z piersi d??wiÄ?ki dobywa niesforne;
Wiemy, ??e ??mieszni jeste??my, choÄ? ??zawi,
I tak bezkszta??tni, jako mg??y wieczorne,
Ale uznajÄ?c wszystkie nasze winy,
Chcemy wam z??ego ods??oniÄ? przyczyny.
Jeste??my dzieÄ?mi wieku bez mi??o??ci,
Wieku bez marze??, z??udze?? i zachwytu,
ObojÄ?tnego na widok piÄ?kno??ci,
A wiÄ?dnÄ?cego z nudy i przesytu,
Wieku, co wczesnej doczeka?? staro??ci,
Sam podkopawszy prawa swego bytu,
Wieku, co si??y strwoni?? i nadu??y??,
Nic nie postawi??, chocia?? wszystko zburzy??.
Wzro??li??my tak??e w??r??d dziwnego ??wiata,
Co siÄ? zapa??u i uniesie?? wstydzi,
Co ka??dym wznios??ym uczuciem pomiata,
I wszÄ?dzie szuka ??mieszno??ci i szydzi;
Bawi go jeszcze arleki??ska szata,
Lecz ani kocha, ani nienawidzi!...
I to jest nasze najwiÄ?ksze przekle??stwo:
OtaczajÄ?ce nas dzi?? spo??ecze??stwo!
Jego bezduszna, ch??odna atmosfera
Ju?? od kolebki duszÄ? nam otacza,
DziewiczÄ? barwÄ? szyderstwem z niej ??ciera,
??adnej ??wiÄ?to??ci marze?? nie przebacza;
Nic wiÄ?c dziwnego, ??e ogie?? zamiera,
??e siÄ? fantazja krzywi i wypacza,
Bo tam, gdzie w sercach bezmy??lno??Ä? i bierno??Ä?,
KrzewiÄ? siÄ? mo??e jedna tylko mierno??Ä?.
Ka??da epoka, co ze swego ??ona
Wyda??a pie??ni potÄ???nej olbrzyma,
Nosi??a wy??szej idei znamiona,
Pewien wz??r piÄ?kna majÄ?c przed oczyma,
I sama by??a mi??o??ciÄ? natchniona,
Dr??Ä?ca jak lutnia, kt??rÄ? ??piewak trzyma,
I on dlatego wielkim byÄ? nie przesta??,
??e mia?? s??uchacz??w serca za piedesta??.
On zbiera?? tylko marzenia tÄ?czowe,
Kt??re duch ludu z piersi swej wysnuwa??,
Tylko im polot dawa?? i wymowÄ?,
Ujmowa?? w kszta??ty i w przysz??o??Ä? posuwa??;
WiÄ?c kiedy stworzy?? potÄ???nÄ? budowÄ?,
Ka??dy jej wielko??Ä? i prawdÄ? odczuwa??,
Bo znalaz?? wszystko tam ubrane w cia??o,
Co w jego piersi niewyra??ne tla??o.
Potrzeba by??o m??odzie??czego wieku,
Pe??nego ognia, wra??e?? i prostoty,
Wykarmionego na cudownym mleku,
Zbrojnego w wszystkie bohaterskie cnoty;
Potrzeba by??o, a??eby w cz??owieku
Wykwit??a si??a nadziemskiej istoty,
Co dumnym czynem w niebiosa siÄ? wdziera,
A??eby wydaÄ? ??lepego Homera!
Potrzeba by??o dla niego tych czas??w,
W kt??rych lud ca??y w pie??ni rozkochany
S??ucha?? jej chciwie w??r??d laurowych las??w
I uzupe??nia?? wÄ?tek pods??uchany.
I kiedy z d??ugich pokole?? zapas??w
Snu?? siÄ? poemat wielki, niezr??wnany.
I gdy bohater i tw??rca rapsodu
Zar??wno byli chlubÄ? dla narodu!...
I zawsze w wiek??w minionym pochodzie
Z duchem spo??ecze??stw szli ??piewacy w parze;
Co zakwita??o w ludzko??ci ogrodzie,
To pie???? na swoje przenios??a o??tarze.
Grek ho??dujÄ?cy jasnych b??stw urodzie
Znalaz?? sw??j liryzm pieszczony w Pindarze,
A ile ognia tla??o w jego ??onie,
Tyle rozkosznych brzmie?? w Anakreonie.
Tak samo znowu, gdy po nocy d??ugiej
?šwiat siÄ? odm??odzi?? wiarÄ? i krwiÄ? nowÄ?,
Gdy barbarzy??skiej ciosami maczugi
Zgruchota?? ca??Ä? przesz??o??Ä? posÄ?gowÄ?,
Kiedy cudownie od??y?? po raz drugi,
Z ca??Ä? fantazjÄ? ??wie??Ä?, silnÄ?, zdrowÄ?,
Zaraz za??wieci?? podw??jnym brylantem,
WdziÄ?cznym PetrarkÄ? i surowym Dantem.
Szekspir, gdy stanÄ??? na dramatu szczycie,
Mia?? pod nogami wielkÄ? ludzi wrzawÄ?,
WybuchajÄ?ce namiÄ?tno??ciÄ? ??ycie,
Wielkie gonitwy o mi??o??Ä? i s??awÄ?.
A Goethe zasta?? my??l ludzkÄ? w rozkwicie,
Po z??ote runo wolno??ci wyprawÄ?,
??Ä?dzÄ? ziszczenia idea????w szczytnych
I uwielbienie wzor??w staro??ytnych.
Lecz dzi?? gdzie znale??Ä? jaki sztandar wielki,
Kt??ry by porwa?? ma??oduszne zgraje?
Wszechw??adnej niegdy?? cud??w rodzicielki:
M??odzie??czej wiary - ??wiat ju?? nie wyznaje;
Nikt siÄ? nie zwraca do tej karmicielki,
Co sercom ludzkim wiecznÄ? m??odo??Ä? daje,
I nie zosta??o nic z anielskich wizji,
Pr??cz niedowiarstwa albo hipokryzji.
PiÄ?trzÄ? siÄ? jeszcze gotyckie ??wiÄ?tynie
I wie??ycami pnÄ? siÄ? miÄ?dzy chmury,
I dym kadzide?? jeszcze w niebo p??ynie,
I lud siÄ? modli zimny i ponury;
Lecz nad tym jÄ?kiem, co bez echa ginie,
Nie ulatuje anio?? srebrnopi??ry
I w chore serca pociechy nie leje,
I ch????d ??miertelny z ciemnej nawy wieje...
Zabrak??o wiary, zabrak??o p??omienia,
Kt??ry o??ywia?? niegdy?? mÄ?????w dawnych,
Zabrak??o cud??w, zbrak??o pokolenia,
Co cud mie??ci??o w piersiach w stal oprawnych;
Dzisiaj choÄ? widzi m smutne po??wiÄ?cenia,
ChoÄ? widzi m ludzi krwiÄ? swÄ? marnotrawnych,
Przecie?? to wszystko tak marnie opada
Jak kwiat, kt??remu wnÄ?trze robak zjada.
Mi??o??Ä? ojczyzny?... Ta dzi?? pustym d??wiÄ?kiem,
Co nie brzmi wcale albo brzmi szale??stwem;
Nasi mÄ???owie ??piÄ?c na ??o??u miÄ?kkiem,
BijÄ? w dzwon trwogi przed niebezpiecze??stwem,
Gdy kto ten wyraz powie z cichym jÄ?kiem,
I obrzucajÄ? sw??j nar??d przekle??stwem
Za to, ??e ??mia?? siÄ? targnÄ?Ä? na kajdany
I drgnÄ??? na chwilÄ? w??asnÄ? krwiÄ? oblany.
Mi??o??Ä? ojczyzny! To przedmiot zu??yty
I pogrzebany z poleg??ym rycerstwem,
Starannie w trumnie gwo??dziami przybity
I przytrza??niÄ?ty ple??niÄ? i szyderstwem,
A nad nim klÄ?czy postaÄ? jezuity,
Co umar??ego gorszy siÄ? kacerstwcm
I lud poucza, ??e modna pobo??no??Ä? -
TÄ? ziemskÄ? mi??o??Ä? uwa??a za zdro??no??Ä?.
Mi??o??Ä? ojczyzny!... Staro??wieckie tema
I rdzÄ? grobowca zgryzione ze szczÄ?tem,
ZewszÄ?d mu krzyczÄ? wielkie anatema,
Pokryte s??odkim ??wiÄ?toszk??w lamentem;
WiÄ?c ??eby wznawiaÄ? rzeczy, kt??rych nie ma,
Trza byÄ? p????g????wkiem albo te?? studentem
I z Don Kiszotem b??Ä?dziÄ? po manowcach,
By kruszyÄ? kopie na sp??oszonych owcach.
A dzi?? podobna marze?? wybuja??o??Ä?
Jest w naszym ??wiecie wielce karygodnÄ?,
Nasze powagi widzÄ? w tym zuchwa??o??Ä?,
Kt??ra byÄ? mo??e w straszne skutki p??odnÄ?;
PrzyznajÄ? wtedy pie??ni doskona??o??Ä?,
Gdy jest jak oni bezbarwnÄ? i ch??odnÄ?,
I tak strzy??onÄ?, jakby ogr??d w??oski,
MajÄ?c uciÄ?te i my??li, i g??oski.
WiÄ?c nie dziw, ??e nikt rÄ?kÄ? swÄ? nie siÄ?ga
Po ten skarb w lutni ukryty ojczystej;
Dla martwych widz??w - martwa to potÄ?ga,
I mo??e kruszyÄ? tylko pier?? lutnisty,
I staÄ? zamkniÄ?tÄ?, jak ta czar??w ksiÄ?ga,
Przez d??ugie wieki w ciszy uroczystej,
P??ki epoka nie nadejdzie nowa,
Godna odczytaÄ? jej cudowne s??owa.
C???? wiÄ?cej znale??Ä??... S??awa?... tej nie mamy,
Wszyscy mniej wiÄ?cej jeste??my nies??awni
I nosim znaczne na honorze plamy;
Pod ka??dym wzglÄ?dem zawsze niepoprawni,
O czystÄ? wielko??Ä? zwykle ma??o dbamy
I wtenczas w??a??nie jeste??my zabawni,
Gdy siÄ? stroimy w kawa??ek ??achmanu,
Co siÄ? nazywa dzi?? rozumem stanu.
Ten rozum stanu -wynalazek z??oty!
Lepszy ni?? jaki p??aszcz nieprzemakalny;
Pod nim bezpiecznie mo??na szydziÄ? z cnoty
I podkopywaÄ? przesÄ?d idealny,
Mo??na ojczy??nie r????ne czyniÄ? psoty
I ??uk w nagrodÄ? dostaÄ? tryumfalny,
Bo on zas??oniÄ? zdo??a ka??dÄ? sprzeczno??Ä?,
Wszelki egoizm, wszelkÄ? niedorzeczno??Ä?.
Istny talizman, kt??ry dobre wr????ki
RoznoszÄ? same jako p????d krajowy
I polskiej szlachcie k??adÄ? pod poduszki,
A ta siÄ? naraz budzÄ?c z b??lem g??owy,
Na suchych wierzbach umie szczepiÄ? gruszki
I cycero??skiej nabiera wymowy.
Tak wiÄ?c bez pracy, nauk i zachodu
Kraj siÄ? zape??nia gwiazdami narodu.
Przedmiot gotowy dla wieszcz??w przysz??o??ci,
BÄ?dzie go mo??na w g??adkie rymy w??o??yÄ?
I parafialne pozbieraÄ? wielko??ci,
I epopejÄ? narodowÄ? stworzyÄ?,
Co pozostanie IliadÄ? ??mieszno??ci;
Lecz my nie pragniem owej chwili do??yÄ?
I wolim raczej na swych lutniach drzymaÄ?,
Ni?? pr????ny pÄ?cherz powietrzem nadymaÄ?.
C???? wiÄ?c zostaje?... Pie??ni erotyczne?
Ale i dla tych braknie w ??wiecie wzor??w,
Pogas??y w piersiach ognie romantyczne,
Pe??ne ??wietno??ci i piÄ?knych kolor??w,
A mi??o??Ä? cierpi suchoty chroniczne
I potrzebuje pomocy doktor??w,
Co podtrzymujÄ? jej zbyt wÄ?t??e ??ycie
Przez r????nych ??rodk??w drastycznych u??ycie.
Nasze anio??y i nasze kobiety
SÄ? w sentymenta ubrane po kostki,
LubiÄ? poezjÄ? zajadaÄ? na wety
I lubiÄ? tak??e bawiÄ? siÄ? w mi??ostki.
Kt???? by wyliczy?? ich wszystkie zalety?
Jednej im tylko brak jeszcze drobnostki -
Prawdy w uczuciu... Lecz to rzecz zbyteczna,
Niemodna dzisiaj - nawet niebezpieczna...
Tym, czym sÄ? teraz, nie wzniecÄ? tej walki,
Co siÄ? toczy??a ko??o mur??w Troi;
??adna nie zginie z rÄ?k swojej rywalki,
??adna siÄ? los??wJulietty nie boi,
Bo ka??da z wdziÄ?kiem norymberskiej lalki
W balowej sukni na wystawie stoi
I z pochylonÄ?, rozmarzonÄ? g????wkÄ? -
Czeka na kupca, co p??aci got??wkÄ?.
A Romeowie nasi nowocze??ni -
SÄ? jak z ??urnalu wyciÄ?te figurki;
Tacy bezduszni, tacy bezciele??ni,
??e z nich zaledwie zosta??y tu??urki,
Kt??re do taktu salonowej pie??ni
SkaczÄ? kadryle, walce i mazurki,
WzdychajÄ?c przy tym od czasu do czasu
Do diament??w, gazy i at??asu.
Krew tam nie kipi purpurowym warem
I nie upiÄ?ksza cia?? swoim szkar??atem,
Zmys??y namiÄ?tnym nie owiane czarem
Nie zakwitajÄ? egzaltacji kwiatem;
A to, co wschodzi, jest tak zwiÄ?d??em, starem,
Tak arieki??skiem i tak kar??owatem,
??e mo??e s??u??yÄ? na pastwÄ? dewotkom,
Co siÄ? pobo??nym po??wiÄ?cajÄ? plotkom.
Ale dla pie??ni nie ma tam oparcia:
Tyle tam ziarna, co w pustym orzechu.
Te straszne dzisiaj czu??ych serc rozdarcia
Na drugi tydzie?? gojÄ? siÄ? w po??piechu;
Do tragicznego zanim przyjdzie starcia,
Ca??a tragedia ko??czy siÄ? na ??miechu,
SkÄ?d i poezja nasza nosi znamiÄ?,
??e jest szyderczÄ?, gdy uczuÄ? nie k??amie.
Trudno wymagaÄ?, by na takiej roli
Wytrys??a natchnie?? prawdziwych obfito??Ä?;
Trudno geniuszu ??Ä?daÄ? aureoli
Tu, gdzie siÄ? tuczy sama pospolito??Ä?,
I trudno mi??o??Ä? ??piewaÄ? w??r??d swawoli,
Co budzi tylko wzgardÄ? albo lito??Ä?.
Trudno, ach! ??Ä?daÄ? dzi?? Anakreona,
Kiedy ??wiat ca??y na bezkrwisto??Ä? kona...
Potrzeba ??miaÄ? siÄ? wiÄ?c na r??wni z wami
I razem z wami nad przepa??ciÄ? plÄ?saÄ?;
Potrzeba kryÄ? siÄ? ze swoimi ??zami
I z w??asnych uczuÄ? g??o??no siÄ? natrzÄ?saÄ?,
KarmiÄ? siÄ? co dzie?? skandalem, plotkami,
R????owaÄ? twarze i przechodni??w kÄ?saÄ?,
Wszystko szlachetne zdeptaÄ?, sponiewieraÄ?,
Potrzeba ??miaÄ? siÄ?... ??miaÄ? siÄ? i umieraÄ?...
Je??li nas teraz potÄ?piÄ? pragniecie,
Za nasze niemoc, nasze niedo??Ä?stwo,
Za rozrzucone poetyczne ??miecie,
Za skoszlawione pie??ni czarnoksiÄ?stwo,
Godzim siÄ? na to... PotÄ?pcie, gdy chcecie;
Przy was jest s??uszno??Ä?, przy was jest zwyciÄ?stw
Lecz tÄ? rozwa??cie smutnÄ? okoliczno??Ä?:
Tacy poeci, jaka jest publiczno??Ä?!
28 grudzie?? 1869
--
Publikacja pobrana z serwisu www.poema.art.pl