0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 a b c ć d e f
g h i j k l ł n ń o ó p r s ś t u w y z ż ź
g h i j k l ł n ń o ó p r s ś t u w y z ż ź
Autor : Asnyk Adam
Tytul : Karnawa??owy lament poety
O poezjo, ty nie grzejesz,
A tu takie ciÄ???kie mrozy!
Dobrze jeszcze tym, co majÄ?
Ciep??e futra i powozy,
Lecz nam, dzieciom Apollina,
Strasznie zimno byÄ? zaczyna.
Poezjami paliÄ? trzeba,
Drzewo bowiem podro??a??o,
A te du??o dajÄ? dymu,
Ale za to ciep??a ma??o.
NajognistszÄ? palÄ?c odÄ?
Zamrozi??em w piecu wodÄ?.
O szczÄ???liwy ten ??miertelnik,
Co siÄ? zrodzi?? milionerem,
Co przy cyfrze swego mienia
Jest ostatnim wielkim zerem,
Bo on w??a??nie o tej porze
Jest u hrabstwa na wieczorze.
W salonowej dam cieplarni,
Po??r??d kwiat??w egzotycznych,
Sam zakwita purpurowo
Przy libacjach ustawicznych
I podziwia dziewic gracjÄ?
OczekujÄ?c na kolacjÄ?.
Tak mu dobrze, tak mu ciep??o:
Hrabia jemu rÄ?kÄ? ??ciska,
A hrabina, ta z nim ta??czy;
Panny chcÄ? go widzieÄ? z bliska,
RobiÄ?c przy tym spostrze??enie,
??e ma piÄ?kne u??o??enie.
Blaskiem spojrze?? czarujÄ?cych
On siÄ? pie??ci i ogrzewa,
A ja z domu uciec muszÄ?,
Bo mi ca??kiem brak??o drzewa.
Poetyczna wena skrzep??a
Trza u ludzi szukaÄ? ciep??a.
PÄ?dzÄ? szybko przez ulicÄ?,
Palto wiatrem mam podszyte;
Jest to smutna ostateczno??Ä?
I??Ä? siÄ? ogrzaÄ? na wizytÄ?;
Ale cel u??wiÄ?ca ??rodki;
A wiÄ?c idÄ? grzeczny, s??odki...
W jednym domu, w drugim domu
Odpowiada mi s??u??Ä?cy,
??e dzi?? pa??stwo sÄ? na mie??cie
Na herbacie ta??cujÄ?cej.
Na to tylko ten karnawa??,
??ebym ludzi nie zastawa??!
A?? nareszcie, gdy skostnia??em,
O rado??ci! o rozkosze!
W jakim czwartym, piÄ?tym miejscu
Lokaj m??wi: Pa??stwo proszÄ?.
Gdybym by??, ach, demokratÄ?,
U??ciska??bym jego za to.
WchodzÄ? spiesznie do salonu:
Cieplej niby ni?? na dworze,
Ale pani jaka?? kwa??na,
Panna tak??e nie w humorze
I ch????d wieje nieustanny
Z twarzy pana, pani, panny.
A rozmowa, jak po grudzie:
To podskoczy, to ustanie,
ChoÄ? dom ca??y b??yszczy w ??wiecie
Przez wykwintne wychowanie
I w og??lnym tu pojÄ?ciu
Jest przybytkiem muz dziewiÄ?ciu.
Rozmawiamy wiÄ?c o wszystkiem:
O Bulwerze i Kaulbachu,
O muzycznym towarzystwie,
O Mozarcie, Glucku, Bachu,
O Alhambrze i Walhallii
I tam dalej, i tam dalej.
Panna bowiem co minuta
Z ust wyrzuca wielkie imiÄ?.
Ja powtarzam, ale widzÄ?
Na fotelu pan ju?? drzymie.
ChcÄ? odchodziÄ?, gdy wtem matka
M??wi do mnie: Jest herbatka.
Ach, herbata, ta herbata,
Co podajÄ? nam we Lwowie!
Ta nikomu wyj??Ä? nie mo??e
Na po??ytek i na zdrowie:
Biedny jeste??, nieboraku,
Co jÄ? pijesz bez araku.
Trzeba by??o jednak spe??niÄ?,
OcukrzonÄ? czarÄ? do dna,
SzczÄ???cie jeszcze, ??e na drugÄ?
ProsiÄ? tutaj rzecz nie modna.
Nie odnios??em zatem szwanku:
Cieplej by??o po rumianku.
A?? tu, widzÄ?, panna idzie
Z minÄ? dziwnie zamy??lonÄ?
I przynosi wielkÄ? ksiÄ?gÄ?,
Bardzo ??adnie oprawionÄ?;
Z trwogÄ? patrzÄ? siÄ? tajemnÄ?,
??e jÄ? k??adzie tu?? przede mnÄ?.
I wspierajÄ?c siÄ? o stolik,
Z wielkim wdziÄ?kiem siÄ? ko??ysze
M??wiÄ?c do mnie: Ja s??ysza??am,
??e pan zdolnie wiersze pisze,
Do albumu wiÄ?c mojego,
Pan wymy??li co ??adnego.
Jest tu du??o wielkich ludzi
Gapczykiewicz, Totumfacki
I ten Gucio, co to robi
Lepsze wiersze ni?? S??owacki.
Tylko brak mi jeszcze pana,
Ale jego grzeczno??Ä? znana...
Ha, co robiÄ?! Za herbatÄ?
Trzeba album wziÄ???Ä? przez grzeczno??Ä?!
I powracaÄ? z nim do domu
Smutna, smutna ostateczno??Ä?!
Tak wiÄ?c d??wigam wielkÄ? ksiÄ?gÄ?
KlnÄ?c te mrozy na potÄ?gÄ?.
SpaÄ? za wcze??nie - to miÄ? zmusza
Do miejskiego wej??Ä? kasyna
I spotykam mego krawca,
Co o d??ug siÄ? upomina;
A tam krawcy znaczÄ? tyle,
Co w Egipcie krokodyle...
--
Publikacja pobrana z serwisu www.poema.art.pl