0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 a b c ć d e f 
g h i j k l ł n ń o ó p r s ś t u w y z ż ź 

Autor : Asnyk Adam


Tytul : Noc pod wysokÄ?




Wiecz??r siÄ? zbli??a??, a nad naszÄ? g??owÄ?
WciÄ??? wyrasta??y prostopad??e ??ciany
I wciÄ??? siÄ? zdawa?? oddalaÄ? na nowo
Wierzcho??ek w s??o??ca promieniach kÄ?pany:
WiÄ?c trzeba by??o my??leÄ? o noclegu,
Zanim nas zdradne ciemno??ci zaskoczÄ?
Na ska?? urwanych przepa??cistym brzegu.

W??a??nie siÄ? naszym ukaza??a oczom,
Wci??niÄ?ta miÄ?dzy dwa ramiona g??ry,
Kotlina, pe??na granitowych ??om??w,
Kt??re z daleka stercza??y, jak mury
Zdobytej twierdzy lub zburzonych dom??w.
By??a to naga, posÄ?pna kotlina,
Cieniem dw??ch gro??nych wierzcho??ka piramid
Pokryta. - W g??Ä?bi to?? jeziorka sina
I mchu na g??azach zielony aksamit...
ZresztÄ? ni trawki, ni krzewu - jedynie
Woda i g??azy, i mchy w rozpadlinie.

Tu na jeziora zeszli??my wybrze??e,
MiÄ?dzy zwalone bry??y granitowe,
By obraÄ? sobie ciche na noc le??e
I mech jedwabny podes??aÄ? pod g??owÄ?
W miejscu, gdzie wielkie g??azy pochylone
Od nocnych wichr??w dawa??y os??onÄ?.
Na niebie jeszcze dzie?? panowa?? bia??y,
A s??o??ce, g??ry zas??oniÄ?te grzbietem,
Barwi??o w szczytach wyzÄ?bione ska??y
Z??otem, purpurÄ? albo fioletem...
Czasu do??Ä? by??o do zmierzchu. Usiad??em
Tu?? nad zmro??onym jeziorka zwierciad??em,
Co z brzeg??w w ??niegi oprawne i lody
W dali marszczy??o czerniejÄ?ce wody.
Patrza??em: jako w pracy nieustannej
Fala srebrzystÄ? pow??okÄ? podmywa,
A?? tafla lodu, d??wiÄ?k wydajÄ?c szklanny,
PÄ?ka i dalej z szelestem odp??ywa;
Patrza??em: jako na posÄ?pnej toni
Kra oderwana krÄ???y wko??o brzegu,
Jak jedna drugÄ? potrÄ?ca i goni,
Na trud pr????nego skazana obiegu...
I ??a??owa??em, ??e siÄ? pr????no krÄ?ci,
PrzypominajÄ?c sobie ludzkÄ? dolÄ?,
W kt??rej, ach nieraz, wszystkie dobre chÄ?ci
W zaklÄ?tym muszÄ? obracaÄ? siÄ? kole...

Tymczasem do??em gÄ?stsze cienie ros??y,
Bory zsinia??y pod mgie?? mlecznÄ? szatÄ?
I szczyt nad g??owÄ? zagasnÄ??? wynios??y:
Poblad?? i barwÄ? przyjÄ??? popielatÄ?.
Wraz z znikajÄ?cÄ? jasno??ciÄ? promiennÄ?
Ostatnie ??ycia uchodzi??y ??lady...
Mrok zwiÄ?kszy?? martwo??Ä? pustkowia kamiennÄ?
I obszar zastyg??, posÄ?pny i blady,
I swym straszliwym przyt??oczy?? ogromem
My??li zb??Ä?kane w pa??stwie nieruchomem.
Geniusz tych wy??yn, surowy i gro??ny,
Powsta?? z przepa??ci mierzÄ?c mnie oczyma;
Swego oddechu s??a?? mi powiew mro??ny
I naprz??d rÄ?kÄ? wyciÄ?gnÄ??? olbrzyma,
Rozpo??cierajÄ?c doko??a nade mnÄ?
Milczenie pusty??, niesko??czono??Ä? ciemnÄ?
I tÄ? samotno??Ä? zamar??ego ??wiata,
Co dziwnym smutkiem ludzkÄ? pier?? przygniata;
Samotno??Ä?, w kt??rej milczÄ?cym ogromie
Cz??owiek swÄ? s??abo??Ä? poznaje widomie
I chce siÄ? cofaÄ? przed nieznanÄ? mocÄ?,
Przed rozes??anÄ? na przepa??ciach nocÄ?,
Przed skrytych potÄ?g gwa??townym objawem,
Przed niezb??aganym bezlitosnym prawem,
Przed rozpasanych ??ywio????w odmÄ?tem,
Przed nie??wiadomym... tajnym... nieujÄ?tem...

Uczuciem takiej grozy pokonany,
MiÄ?dzy zaciszne powr??ci??em ??ciany,
Gdzie towarzysze legli ju?? strudzeni
Na mchu, pod dachem go??cinnych kamieni;
I sam z??o??y??em g??owÄ? na pos??aniu,
W p????sennym teraz pogrÄ???on dumaniu.

Noc gÄ?ste mroki zapu??ci??a wszÄ?dzie:
Nawet b??Ä?kity niebios prze??roczyste,
Oprawne do??em w czarnych ska?? krawÄ?dzie,
Sta??y siÄ? wiÄ?cej ciemne, przepa??ciste,
I tylko owÄ? b??Ä?kitnÄ? ciemnotÄ?
Gdzieniegdzie gwiazdy przetyka??y z??ote.
Ciemno??Ä? rzuci??a pomost przez otch??anie
I wyr??wna??a wnÄ?trza g??r podarte;
Zosta??o jedno wielkie rusztowanie,
Zbitych granit??w grzbiety rozpostarte,
Ponad kt??rymi dwie wierzcho??ka wie??e,
Dwa wyniesione ostrokrÄ?gi cieniu
ChwiaÄ? siÄ? zdawa??y w niebieskim eterze
Przy migotliwym dr??Ä?cych gwiazd promieniu.
Cisza - a jednak w tej pozornej ciszy
Ws??uchane ucho ciÄ?g??e wrzenie s??yszy,
Szmer nieustanny, na kt??ry siÄ? sk??ada
Wszystko, co g??osem z ??ycia siÄ? spowiada:
I woda, kt??ra gdzie?? w szczelinie syczy,
I fal powietrza szelest tajemniczy,
I pÄ?kajÄ?cych g??az??w ??oskot g??uchy,
I wszystkie ??wiata na wp???? senne ruchy.
Czasami ska??a u szczytu wiszÄ?ca
Stoczy siÄ? na d???? i z przeciÄ?g??ym grzmotem
O naje??one ??ciany siÄ? roztrÄ?ca;
Huk d??ugo echa powtarzajÄ? potem...
A?? rozsypany g??az na drobne czÄ???ci
W wÄ?wozie gradem kamieni zachrzÄ???ci.

I znowu wszystko wraca do spokoju;
Tylko, jak dawniej, szepczÄ? z sobÄ? g??ry
Podmuchem wiatru i szemraniem zdroju;
I znowu p??ynie cicha pie???? natury
W gwia??dziste sfery, w przestrze?? niesko??czonÄ?,
Gdzie wszystkie pie??ni zdÄ???ajÄ? i tonÄ?,
I tam siÄ? wiÄ???e, i zlewa, i brata
Z ca??Ä? harmoniÄ? zaziemskiego ??wiata.

W ??lad za tÄ? pie??niÄ? my??li moje bieg??y,
Wyswobodzone z t??oczÄ?cej je grozy.
Wolny, choÄ? prawom powszechnym podleg??y,
Duch m??j wstÄ?powa?? na gwia??dziste wozy
I traci?? z oczu ludzkich istnie?? chwile,
I wydeptany ??lad na ziemskiej bryle;
I zapomina?? o swojej obro??y,
I o bole??ci, co go we ??nie trwo??y.
On siÄ? zanurzy?? w ??r??dle wiecznie ??ywem,
PoruszajÄ?cym wielkie ko??o bytu;
Uczu?? siÄ? jednym ??a??cucha ogniwem
RozciÄ?gniÄ?tego przez otch??a?? b??Ä?kitu;
On znalaz?? wsp??lne ognisko ??ywot??w
I zwiÄ?zek z ca??ym ogromem stworzenia,
Z wieczystym duchem, co mu podaÄ? got??w
RÄ?kÄ? z ciemno??ci albo z gwiazd p??omienia;
WiÄ?c w rozpostartej na przepa??ciach nocy
Ju?? opuszczenia nie czu?? i niemocy,
I m??g?? siÄ? poddaÄ?, jako drobny atom,

Tej tw??rczej my??li, co przewodzi ??wiatom,
I z nieodmiennym zgodziÄ? siÄ? wyrokiem,
I odpoczywaÄ?, jak pod matki okiem.


--
Publikacja pobrana z serwisu www.poema.art.pl