0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 a b c ć d e f 
g h i j k l ł n ń o ó p r s ś t u w y z ż ź 

Autor : Asnyk Adam


Tytul : Bez odpowiedzi




Nie znali nigdy, co to jest dostatek,
Lecz znali tylko - co trud i potrzeba;
Nieraz im brak??o mleka w piersiach matek,
Nieraz im brak??o na zagonach chleba...
Nie znali nigdy tej pomy??lnej doli,
W kt??rej bez troski o jutrzejszÄ? strawÄ?
Duch ludzki, z mroku budzÄ?c siÄ? powoli,
Na ??wiat??o oczy otwiera ciekawe,
Gdy?? od kolebki czatowa??a bieda,
Co duszy dziecka rozwinÄ?Ä? siÄ? nie da.

Los im poskÄ?pi?? wszystkich swoich dar??w
I da?? im ??rodk??w do walki za ma??o.
Pr??cz ??ycia trud??w i ??ycia ciÄ???ar??w,
Jedno im prawo - do ??ycia zosta??o.
Jednak znosili swÄ? nÄ?dzÄ? cierpliwie,
Jako istnienia warunek niezmienny;
MarzÄ?c o przysz??ym a bogatszym ??niwie
Zapominali o trosce codziennej,
??Ä?dajÄ?c w zamian za pracÄ? mozolnÄ?,
By im wraz z dzieÄ?mi wy??yÄ? by??o wolno.

Lecz teraz pr????ne wszelkie wysilenia!
??adna wytrwa??o??Ä? zbawiÄ? ich nie mo??e:
G????d - cia??a w ??ywe szkielety zamienia,
K??adÄ?c w ciemno??ciach na zmro??one ??o??e.
Dzi?? nie o syto??Ä?, lecz o ??ywot idzie,
Gdy?? to nie zwyk??ej nÄ?dzy widmo blade,
Lecz ??mierÄ? g??odowa w ca??ej swej ohydzie
TysiÄ?com rodzin zwiastuje zag??adÄ?;
W zimowej nocy wchodzi w ich mieszkania,
PrzynoszÄ?c mÄ?ki wolnego konania.

To ??mierÄ? g??odowa! Przy zgas??ym ognisku
Zasiada wlokÄ?c ca??un lodowaty
I matkom dzieci porywa z u??cisku,
I nagie trupy zostawia w??r??d chaty,
I kroczy dalej w upiora postaci
Rozpo??cierajÄ?c gorÄ?czkowe dreszcze...
A zmar??y wstaje, by zabijaÄ? braci,
Za krzywdy swoje mszczÄ?c siÄ? w grobie jeszcze,
I rozszerzajÄ?c zara??liwe tchnienia
Idzie do ludzi przemawiaÄ? sumienia.

A ci, co jeszcze w??r??d mogi?? zostali,
Aby oglÄ?daÄ? mÄ?czarnie swych rodzin,
Trawieni ogniem, co wnÄ?trzno??ci pali,
MierzÄ? ostatek uchodzÄ?cych godzin
I patrzÄ? w otch??a??... szukajÄ?c gdzie?? na dnie
Nie uchwyconej ocalenia mocy.
Ale my??l w pr????ni krÄ?ci siÄ? bezw??adnie
I ga??nie w g??uchej odrÄ?twienia nocy...
I nic nie mogÄ?c odnale??Ä?, nÄ?dzarze,
ChylÄ? z rozpaczÄ? wychudzone twarze.

WiedzÄ?, ??e wszÄ?dzie ta sama doko??a
G??odowej ??mierci konieczno??Ä? straszliwa,
??e brat ratunku udzieliÄ? nie zdo??a,
Bo sam go teraz daremnie przyzywa.
WiÄ?c milczÄ? - patrzÄ? na ??niegu pos??anie,
S??uchajÄ? wiatru ??a??obnego wycia
I w ciemno??Ä? smutne rzucajÄ? pytanie:
Gdzie jest ich prawo naj??wiÄ?tsze do ??ycia?
Czemu sÄ? na ??mierÄ? skazani i za co,
Gdy na chleb ciÄ???kÄ? zarabiali pracÄ??

Kto im odpowie na ten wykrzyk g??uchy?
Ludzko??Ä? zostanie w odpowiedzi d??u??nÄ?,
Bo choÄ? szlachetne poruszÄ? siÄ? duchy
I mi??osierdzie pospieszy z ja??mu??nÄ?,
Rzucone wsparcie nie rozstrzygnie w niczem
I w niczym ciemnych pyta?? nie roz??wieci,
I ziemia dalej z sfinksowym obliczem
BÄ?dzie po??eraÄ? pracujÄ?ce dzieci,
A ludzko??Ä? bÄ?dzie roztrzÄ?saÄ?, ciekawa,
Ten zgrzyt w harmonii spo??ecznego prawa.


--
Publikacja pobrana z serwisu www.poema.art.pl